Podręcznik o polskim content marketingu na rynku jest od niedawna, a już wywołuje burze.
Od 18 marca w księgarniach całej Polski dostępna jest całkiem nowa książka Content marketing po polsku. Jej autorką jest Barbara Stawarz, propagatorka marketingu treści na polskim rynku i założycielka firmy Content King. Dla wielu twórców contentu książka stanie się zapewne nową biblią (bardzo pochlebną recenzję opublikował portal Social Press). Ale specjaliści SEO już podnieśli larum, że w podręczniku roi się od nieścisłości i błędnego pojmowania zależności między contentem a SEO. Niektórzy wprost nazywają książkę Stawarz bajką.
Podręcznik o polskim sposobie na content
Książka Barbary Stawarz ukazała się pod patronatem Wydawnictwa PWN i na ich strona określana jest jako ważna na polskim rynku publikacja z zakresu content marketingu omawiająca polskie firmy i realia oraz zawierająca polskie przykłady. Poradnik jest skierowany do osób zajmujących się szeroko pojmowanych e-biznesem – menagerów PR, social media, a także dyrektorów marketingu, blogerów, dziennikarzy oraz właścicieli średnich i małych firm. Stawarz nie zapomina też o studentach marketingu i public relations. Sama autorka stwierdza, że Content marketing po polsku to książka dla wszystkich, którzy zdają sobie sprawę z siły internetu i szukają pomysłu na swoje działania w Sieci. (cytat z contentking.pl)
Ale czy rzeczywiście dla wszystkich?
Okiem specjalisty SEO
Na pewno książka Stawarz nie zachwyciła specjalistów SEO, którzy coraz śmielej atakują autorkę za brak wiedzy i konsekwencji w wypowiadanych myślach. Niepochlebne komentarze i prośby o włączenie się do dyskusji i przedstawienie argumentów pojawiają się w mediach społecznościowych np. profilu autorki:
Negatywnie o książce wypowiedział się także Artur Strzelecki, autor bloga SilesiaSEM. W swoim artykule Content marketing po polsku – naga prawda skrytykował 3 wybrane tezy zawarte w podręczniku, ale uczciwie zaznaczył także, że całej książki nie przeczytał. W artykule polemizuje z trzema stwierdzeniami z podręcznika:
- treść na stronę internetową zawsze powinna być najwyższej jakości,
- niewartościowe (nieudostępniane) i krótkie teksty są źle odbierane przez algorytmy Google,
- teksty na stronie powinny mieć co najmniej 2000 słów.
Strzelecki zarzuca autorce niewystarczającą wiedzę na temat mechanizmów jakimi rządzi się Google, uogólnienia dotyczące tworzenia tekstów i ich wyceny, a jego zdanie popiera wielu specjalistów SEO.
Na łamach Sprawnego Marketingu pojawiła się odpowiedź Barbary Stawarz na zarzuty wobec jej książki. Można je przeczytać w artykule Ile SEO w content marketingu?
Co praktycznie o tym myślimy?
Jako twórca contentu nie mogę nie zgodzić się z autorką książki. Ale równocześnie, mając z tyłu głowy zasady SEO, przyznaję rację także i Strzeleckiemu. Zawartość strony powinna zawsze być dobrej jakości, ale… Małe i średnie firmy nie zawsze mogą sobie na taką zawartość pozwolić, bo jest ona pracochłonna, a zatem i droga.
Jako copywriter w agencji interaktywnej współpracującej z małymi i średnimi e-biznesami zawsze staram się tworzyć wartościowy content, jednak dopasowany do budżetu i możliwości klienta. To, że przygotowany przez naszą agencję tekst jest niedługi, nie zawiera kilku plików multimedialnych wcale nie znaczy, że jest gorszy czy mniej przyjazny dla użytkowników.
Jakość contentu i content marketingu uzależniona jest także od otoczenia biznesowego i konkurencji zleceniodawcy. Jeżeli prowadzimy marketing dla firmy lokalnej, której konkurencja nie wykorzystuje internetu do promocji, albo robi to z marnym skutkiem, możemy sobie pozwolić na tańszy i nieco ograniczony marketing treści. Pompowanie środków w szeroko zakrojone działania nie ma najmniejszego sensu. W naszej firmie zawsze bierzemy pod uwagę realia w jakich funkcjonuje klient i do nich dobieramy najodpowiedniejsze formy marketingu. Z biznesowego punktu widzenia klient osiągnie dzięki niem swój cel i zwrot z inwestycji, czyli to na czym mu najbardziej zależy.
Nie można zapominać, że branża internetowa rozumie (albo przynajmniej stara się zrozumieć) content marketing, a przeciętny polski przedsiębiorca nie. Dla wielu tekst na stronie czy sklepie internetowym to zapełnienie wolnego miejsca albo treść czysto informacyjna. Idea tworzenia wartościowego i zajmującego contentu i a potem jego dystrybucja to dla właściciela małej lub średniej firmy wyrzucanie pieniędzy w błoto.
Reasumując, content marketing to potężne narzędzie dla współczesnego e-biznesu. Jednak powinien być skrojony według aktualnych potrzeb klienta i wsparty dobrym SEO.
Joanna, bardzo dziękuję za takie pochylenie się nad tematem. Ponieważ opinie seowców (w sumie to jednego) są oparte na zdaniach wyrwanych z kontekstu (np. ja nie piszę o tekstach na 2000 znaków, tylko podaję takie analizy i piszę również o tekstach na 400-500 znaków, które świetnie się sprawdzają, a liczy się wartość), to tutaj jest tekst podający w całości podważane kwestie:
http://sprawnymarketing.pl/seo-content-marketing/
Nie dajmy się Panom wprowadzać w błąd! 🙂
Dziękuję za komentarz. O Pani odpowiedzi na zarzuty SEOwców wspomniałam w tekście jak tylko pojawił się na Sprawnym Marketingu.
Dodam jeszcze – aby nie przekłamywać czytelników – że w książce nie występują poniższe tezy, a są to zdania wyrwane z kontekstu:
– niewartościowe (nieudostępniane) i krótkie teksty są źle odbierane przez algorytmy Google,
– teksty na stronie powinny mieć co najmniej 2000 słów.
Prawdą jest, że w książce piszę, że:
-treść na stronę internetową zawsze powinna być najwyższej jakości
I piszę o tym oczywiście w kontekście content marketingu.
Tak, między Bogiem a prawdą, to sprzeczanie się ile słów ma mieć tekst jest trochę śmieszne. Gdy jeszcze pałałem się copywritingiem zarobkowo, do głowy mi nie przyszło wyznaczanie sobie ilości znaków czy słów na tekst… W mojej opinii tekst pisze się tak, by był użyteczny i interesujący dla czytelnika – czasem 3 akapity może wyczerpać temat, a czasem trzeba artykuł podzielić na części.
Poza tym, obecnie treść może być przecież multimedialna – więc co? dwa zdania wprowadzenia i filmik wyjaśniający dogłębnie temat (np. działania aplikacji) to jest złe, bo nie ma 2000 słów – to przecież jakiś absurd!
Zapomnieliście w tym całym dyspucie o najważniejszym – ODBIORCY. Treść tworzy się dla odbiorcy, nie dla seo, content marketingu czy google… nawet jeżeli roboty google „przeczytają” tekst 3000 razy dziennie i wyniosą go na piedestały wyników wyszukiwania, to przecież roboty od was nic nie kupią (przynajmniej nie na razie).
100% się zgadzam. I o tym też piszę w książce 🙂